Od jakiegoś czasu od wstąpienia na tron Mikołaja II pojawił się u nas prąd niebezpieczny tak zwanych ugodowców [...]. Ugoda oznacza zmiany i obustronne ustępstwa. My, Polacy, czym wkupić się możemy w zaufanie rządu, co mamy? Co nam zostawili? Bijemy się jeszcze o wiarę i mowę, czy i te oddamy? Czy możemy [...] w prawdę obietnic wierzyć, a oni, czy zaufają tym, których krzywdzą i okłamują od lat stu? Jak dotąd panowie ugodowcy biegają do Petersburga, żyją z Moskalami, po rosyjsku z nimi mówią, ale czy który [...] wyjednał ulgę choćby dla pojedynczego człowieka, czy jednego unitę zdołał oficjalnie przy wierze ojców utrzymać albo czy jakikolwiek urząd dla Polaka otrzymał? Ci panowie nie mogą, jak mówią, pozycji swojej i przyszłości narażać dla drobnego szczegółu, ale zachowując się dla spraw wielkich, godność swoją, a co gorsza i narodową tracą.
Wola, k. Warszawy, 1 listopada
Maria Górska, Gdybym mniej kochała. Dziennik lat 1896–1906, Warszawa 1997.
W sam dzień 30 października (w dzień ogłoszenia tzw. „manifestu 17 oktiabria”) odbywał się wielki nasz wiec w sali Stowarzyszenia Handlowców na Lesznie. Mówcy występowali za mówcami, nastrój podnosił się coraz bardziej. W kulminacyjnym momencie, właśnie w chwili, gdy jeden z mówców (zdaje się był to Krasny) wołał: „I nie wiemy, czy tam Mikołaj [car Mikołaj II] już gdzie nie wisi”, rozległ się niespodziewanie okrzyk: „wojsko”. W przedpokoju ukazali się żołnierze z komisarzem policji.
Cały tłum przyjął tę wiadomość spokojnie, ale kilkadziesiąt osób rzuciło się do ucieczki. Aby zapobiec panice, chwyciliśmy się doskonałego środka. Korzystając z chwilowej ciszy, która nastąpiła po okrzyku „wojsko”, zacząłem głośno śpiewać pieśń, której nauczyłem się w Dębach Wielkich: „Kak dieło izmieny”. Jeden z towarzyszy (Krakus [ps. Henryka Steina-Kamieńskiego]), który znał tę pieśń, zasiadł do fortepianu i zaczął akompaniować.
Widok był naprawdę niecodzienny. Cała sala przycichła, słuchając ze spokojem pieśni. Wszyscy byli tak zdumieni tym nagłym śpiewem i grą fortepianową, że przez chwilę nie wiedzieli, co się właściwie stało. Ale ta chwila była właśnie wystarczająca, by zapobiec panice. Po upływie kilkunastu czy kilkudziesięciu sekund z przedpokoju do sali wtłoczyła się gromada żołnierzy z komisarzem policji na czele. Ujrzawszy coś na kształt koncertu, osłupieli. Tego się najmniej spodziewali.
[...] Gdy zażądano ode mnie przerwania śpiewu, zachowałem się jak stary wyjadacz i koniecznie chciałem imponować stupajce policyjnemu zimną krwią.
Wszystkich prawie obecnych zwolniono od razu, prócz kilkunastu tylko, co do których istniały jakieś poważniejsze zarzuty. Zresztą nastrój zaaresztowanych był doskonały, bo tymczasem wpadł jakiś handlowiec i huknął na całą salę:
— Manifest wydany. Dodatki nadzwyczajne. Będzie konstytucja.
Niekoniecznie podzielaliśmy wiarę nowo przybyłego handlowca w to, że „będzie konstytucja”. Ale wiadomość ta rozentuzjazmowała nas wszystkich. [...]
Ja znajdowałem się, ku wielkiej mej dumie, wśród zaaresztowanych.
Gdy nas prowadzono do najbliższego cyrkułu, szedłem na czele i uważałem się niemal za wodza tego niewielkiego oddziału.
Leszno, 30 października
Aleksander Krajewski, Pierwsze dni konstytucji z Nahajką, „Z pola walki”, nr 4, Moskwa 1927, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni. Wspomnienia 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
Boże, Boże! jakie szczęście! W Rosji konstytucja (manifest wydany przez cara Mikołaja II 30 października/17 października – według kalendarza juliańskiego) i nasi bracia biedni odetchną swobodniej po tylu, tylu latach ucisku i prześladowań – wolno im się zgromadzać i radzić, nosić polski strój, po polsku głośno mówić, śpiewać pieśni narodowe, cenzura dla dzienników zniesiona, polski język wywalcza sobie pierwsze prawa w szkole, urzędzie. – Ach! jak oni się cieszyć muszą, jak ledwie wierzą temu. – Ja, co dla mego bolu łez nie mam, a na tę wieść rozpłakałam się z radości. I w ogóle tryumf dobrego – jutrzenka wolności dla nieszczęśliwego narodu rosyjskiego po całych wiekach strasznego jarzma niewoli.
Lwów, Galicja Wschodnia, 1 listopada
Zofia Romanowiczówna, Dziennik lwowski 1842–1930, t. 2, 1888–1930, Warszawa 2005.